Dziecięcy świat wiedzy/ takiesobieblogowanie.blogspot.com

poniedziałek, 11 listopada 2019

Bydgoszcz niepodległa w życiu moich przodków. Zabawa, odpoczynek i rozrywka


   Dzieci rodzin robotniczych z przedmieść bydgoskich nie miały zbyt wiele zabawek kupionych w sklepie. Tak było w przypadku mojej mamy i jej braci. Myślę jednak, że w takim otoczeniu jak pobliski las, miedzyńskie wzgórza i łąki czy Kanał Bydgoski nietrudno było sobie wymyślić zajęcia pozwalające atrakcyjnie  spędzić wolny czas – zabawa w chowanego, gra w piłkę (nawet jak to była zwykła szmacianka), łowienie ryb. Jeden z moich wujków tak się do tej ostatniej formy odpoczynku przywiązał, że stało się to jego pasją na całe życie. Zimą ulubioną formą odpoczynku dla dzieci było zjeżdżanie na sankach w miedzyńskiego wzgórza, które było oddalone od domu dziadków o zaledwie kilkanaście metrów. 

Moja mama w wieku 6 lat
    Dziecięce zabawki mojej mamy to: piłka, drewniane klocki oraz lalka z kilkoma ubrankami, w które mogła ją przebierać i łóżeczko dla niej z pełnym wyposażeniem tzn. poduszeczką, kołderką i materacem. Z biegiem lat dzieci zaczęli pomagać rodzicom w pracach domowych, w związku z czym codziennego czasu za zabawę było mniej.
   W wakacje  zdarzały się wyjazdy, ale w najtańszej wersji czyli do rodziny. Mama wspominała, że jednego lata wyjechała do brata babci do Jadownik Bielskich. Kiedy była nastolatką uczestniczyła w  wycieczce w Karkonosze. Było to dla  niej duże przeżycie. Wiele z tej wyprawy zapamiętała i tą wiedzą chętnie się dzieliła. Opowiadała o świątyni Wang (ewangelicki kościół parafialny w Karpaczu przeniesiony z Norwegii z przełomu XII i XIII w.) i o trudzie wspinaczki na Śnieżkę, z której, po wejściu, podziwiała widoki.
   Babcia i dziadek mogli pozwolić sobie na odpoczynek tylko w dni wolne. Dziadek pracował zarobkowo. Babcia była zajęta opieką nad siedmiorgiem dzieci, a króliki, kury i kozy też wymagały poświęcenia im odpowiedniej ilości czasu. Latem dochodziły prace  w ogrodzie i w polu.
  Oprócz wspólnych posiłków rodzinę moich dziadków łączył śpiew, jako jedna z form spędzania wolnego czasu. Szczególnie w niedzielne popołudnia często siadano w rodzinnym gronie i śpiewano. Jeden z braci mamy akompaniował na cytrze. 

 
Cytra - bardzo podobna do tej, na której grał brat mamy Teodor. Wikipedia


   Mama najmilej wspominała muzykowanie w letnie pogodne wieczory w przydomowym ogrodzie ku zadowoleniu sąsiadów, którzy  przysłuchiwali się tym „ domowym koncertom”.  Tradycje muzykowania były głęboko zakorzenione zarówno w rodzinie babci jak i dziadka, którego niektórzy krewni zajmowali się muzykowaniem zawodowo. W okresie międzywojennym w szkole uczono wiele pieśni i piosenek, więc z  repertuarem nie było problemu.
   Ulubionym sposobem odpoczynku, szczególnie przez młodych osób, były też wyjazdy na tzw, „majówki”. Udawano się rowerami na łąki w miedzyńskim lesie, do Smukały czy na tzw. „śluzy” nad starym kanałem. Te ostatnie były bardzo popularnym wśród bydgoszczan kompleksem rekreacyjno-rozrywkowym. Według Książek Adresowych Miasta na Miedzyniu mieściły się tu dwa tego typu  restauracje z ogródkami kawiarnianymi: do 1933 r. przy ul.Nakielskiej 88 (róg z ul. Plażową) oraz Franciszka Wilkego przy VI. Śluzie do 1926 r. Z  starych pocztówek z początku XX w. wynika, że częścią tego ostatniego obiektu był pełen zieleni, ukwiecony trakt spacerowy i korty tenisowy [zob. https://poznan.fotopolska.eu/Restauracja Wilkego Bydgoszcz].  Z usług tych kompleksów korzystali także bracia mojej mamy. Jeden z z nich dorabiał sobie przez pewien czas w niedzielne popołudnia jako kelner w restauracji przy ul. Nakielskiej 88. 

Restauracja Carla Schulera na Miedzyniu- róg Nakielskiej i Plażowej. Fotopolska.eu

Restauracja F. Wilkego - Miedzyń w Bydgoszczy  przed I wojną świat. - za stroną fotopolska. eu
    Kiedy zasoby pieniężne nie pozwalały na korzystanie z kompleksów rekreacyjno-rozrywkowych pozostawał odpoczynek na łonie natury,  a ta w okolicach Kanału Bydgoskiego była niezwykłej urody. Miedzyń przedwojenny to osiedle łąk, łanów zbóż,  strumyków płynących wzdłuż kanału i ul.Nakielskiej, gdzie zalesione tereny po wschodniej i zachodniej stronie stadionu Klubu Sportowego „Gwiazda” dawały przyjemny cień  w upalne letnie dni. Wiosną i latem do lasku między wiaduktem kolejowym a ul. Bronikowskiego czy na zieloną trawkę wzdłuż plantów w okolicy stadionu Klubu Sportowego „Gwiazdy” przyjeżdżało mnóstwo bydgoszczan z kocami i koszykami piknikowymi  spragnionych taniego wypoczynku na łonie natury blisko wody. Wśród nich rodzina mojej mamy.

Rodzina mojej mamy na ul. Dworcowej w Bydgoszczy ok, 1935 r. Moja mam pierwsza z prawej
   Mile spędzonym czasem odpoczynku były też odwiedziny bliskich osób. Większość członków rodziny rodziców mojej mamy mieszkało w śródmieściu Bydgoszczy, więc z chęcią odwiedzali ich szczególnie wiosną i latem, aby przy okazji zaczerpnąć świeżego powietrza wśród drzew i krzewów w ogrodzie. Poza tym w niewielkiej odległości od domu dziadka był las, gdzie można było udać się na dotleniający spacer.

  Uroczystą rozrywką dla rodziny mojej mamy były parady wojskowe 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich w dniach 3. maja, 15. sierpnia czy w święto pułkowe przypadające w lipcu, bowiem jeden z synów służył w tej formacji wojskowej. Mama wspominając te parady nie mogła ukryć zachwytu nad umiejętnością „tańców” pięknie przystrojonych koni w takt muzyki. 

Ulani_RB3 Wikipedia
    Na początku lat trzydziestych najstarszy brat mamy (ten, który skończył studia w Poznaniu) przyniósł do domu detektor kryształkowy. Pracował jako urzędnik miejski  w magistracie bydgoskim, więc stać go było na taką nowinkę techniczną. Pod koniec lat trzydziestych radio na dobre zadomowiło się w domu moich dziadków. Najchętniej słuchano muzyki i transmisji mszy świętej. 

DETEKTOR KRYSZTAŁKOWY -Radio_detefon_1. Wikipedia
    Moja mama i jej brat Teodor  (ten, który grał na cytrze) lubili odwiedzać teatr. Formą szczególnie przez nich ulubioną była operetka. Przedstawienia te odbywały się w Teatrze Miejskim, pięknym gmachu zarówno zewnątrz jak i wewnątrz, który mam często wspominała.

 
Teatr Miejski w Bydgoszczy 1900 r. Wikipedia



Teatr Miejski w Bydgoszczy - żyrandol

   Wszyscy bracia  razem z siostrą korzystali też z rozrywki jaką dawało kino. Mama najczęściej wspominała filmy polskie takie jak „Co mój mąż robi w nocy”, „Wrzos”, „Trędowata” czy , „Piętro wyżej”. 


Złote gody dziadków - Stanisławy i Stanisława Szuda 1956 r. Dziadkowie siedzą w środku w otoczeniu  swoich dzieci i ich rodzin.

   Moi dziadkowie i ich dzieci nie byli wielce zasłużonymi działaczami społecznymi (choć dziadek przez jakiś czas był ławnikiem w sądzie) czy politycznymi swoich czasów, ale  tak jak wiele podobnych im rodzin, poprzez powrót do ojczyzny i swoją kreatywną pracowitość realizowaną w codziennym trudzie także przyczynili się budowania nowej, niepodległej Polski.   

sobota, 9 listopada 2019

Bydgoszcz niepodległa w życiu moich przodków. Dzieci i ich wykształcenie



Moja babcia Stanisława Szuda z synami w Hamburgu ok. 1916 r.
 Jak wspomniałam dziadkowie mieli siedmioro dzieci. W Hamburgu urodziło się  ich sześcioro synów W Bydgoszczy w sierpniu 1921 r.  urodziła się moja mama. Była to  pierwsza osoba w rodzinie (nie tylko bliższej, ale i dalszej) urodzona w niepodległej Polsce. Można powiedzieć, że rosła razem z Niepodległą. Kiedy zamieszkali na Miedzyniu czworo z braci mojej mamy uczęszczało do szkoły podstawowej. Dla tego osiedla mieściła się ona na Czyżkówku przy ul. Koronowskiej. Była to  powstała tu  w 1920 r. Polska Katolicka Szkoła Powszechna, późniejsza Szkoła Podstawowa nr 17.( https://expressbydgoski.pl/na-czyzkowku-historia-nie-jest-nauczycielka-zycia-pozbylismy-sie-kolejnego-zabytku/ar/10851640). Do tej szkoły uczęszczali bracia mojej mamy i także ona w  roku szkolnym 1928/29.  

Stara szkoła na Miedzyniu - róg ul. Nakielskiej i Pijarów, wybudowana w 1929 r. 

  Od  1929 r. zaczęła funkcjonować na Miedzyniu przy ul. Nakielskiej 199 nowo wybudowana Publiczna Szkoła Powszechna im. Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury. Była to jedna z piętnastu szkół w Bydgoszczy (na 23 istniejące) o najwyższym stopniu organizacyjnym tzn. siedmioklasowym. Jej dyrektorem był Leon Hartman.

Szkoła na Miedzyniu - moja mama Antonina w środku, za nauczycielką, w białym  fartuszku - II klasa 1929 lub 1930 r. W pierwszym rzędzie, obok nauczycielki, dyrektor szkoły Leon Hartman. W latach 1948 -1949 był dyrektorem I Liceum Ogólnokształcącego w Bydgoszczy.
  Od drugiej klasy uczęszczała tu  moja mama (jej bracia podstawową edukację mieli już za sobą). Krótko potem przy ul. Pijarów 3 oddano też do użytku dom mieszkalny dla nauczycieli. Z opowiadań mojej mamy wiem, że szkoła słabo była wyposażona w pomoce naukowe i pracownie przedmiotowe. 

Wyposażenie klasy w szkole okresu międzywojennego - Muzeum Oświaty w Bydgoszczy
  Od czasu do czasu na lekcje chemii czy fizyki uczniowie udawali się do szkoły św. Trójcy, która posiadała bardzo dobrze wyposażony gabinet fizyczno-chemiczny. Choć sali gimnastycznej też szkoła nie posiadała, na kształtowanie tężyzny fizycznej młodzieży był położony duży nacisk. Codziennie rano przed lekcjami na boisku szkolnym odbywały się kilkuminutowe zajęcia  gimnastyczne. Na wysokim poziomie były prowadzone lekcje muzyki. Oprócz zdobywania wiadomości o muzyce i śpiewania pieśni (szczególnie patriotycznych), w ramach programu dydaktycznego, uczniowie ćwiczyli czytanie nut głosem czyli solfeż. Działał prężnie chór szkolny. Wyznaczeni uczniowie często wyjeżdżali na konkursy chóralne. Działał też samorząd szkolny. Moja mama przez pewien czas pełniła w nim funkcję sekretarki. Do jej  obowiązków należało m. in.  prowadzenie kroniki szkolnej. Udzielała się też w Związku Harcerstwa Polskiego, który działał przy szkole.       

Świadectwo mojej mamy ukończenia szkoły podstawowej na Miedzyniu - 1935 r.

   O tym jak szybko rozwijał się Miedzyń pod względem osadnictwa świadczy fakt, że  pod koniec  lat trzydziestych wybudowano drugi  budynek szkolny na tym osiedlu przy ulicy Pijarów 4.  Latem 1939 r.  trwały jeszcze prace wykończeniowe. Miano nadzieję, że zacznie się w niej nowy rok szkolny. Niestety wybuch II wojny światowej pokrzyżował te plany. 

Szkoła podstawowa przy ul. Pijarów wybudowana w 1939 r. Stan - lata osiemdziesiąte XX w. Wejście od boiska szkolnego.

     W  drugiej połowie lat dwudziestych XX w. bracia mojej mamy sposobili się do wyboru dalszej drogi kształcenia. W dwudziestoleciu międzywojennym każdą  szkołę powyżej stopnia podstawowego trzeba było  opłacać. Dlatego tylko najstarszy syn otrzymał przywilej studiowania (w Poznaniu), ponieważ dziadka nie było stać na taki wydatek dla pozostałych dzieci. Niestety, przedwojenny system oświaty, w którym kształcenie ponadpodstawowe było płatne, zamykał młodzieży z uboższych rodzin możliwość zdobywania  kwalifikacji zawodowych na miarę ich chęci i możliwości intelektualnych. Nie było to dobre ani dla tych młodych ludzi ani dla narodu. Drugi z synów przejawiał duże zdolności w dziedzinie sztuk plastycznych i powinien kształcić się w tej dziedzinie, jednak z braku funduszy u rodziców został  malarzem pokojowym, ale za to najwyższej kategorii. 

Brat mojej mamy - malarz pokojowy z narzeczoną. W latach trzydziestych XX w. kupił  sobie motocykl. Zdjęcie z 1939 r.
    Nie narzekał na brak zamówień i to bardzo często od elity finansowej Bydgoszczy. Jego odnawianie wnętrz nosiło znamiona  artystycznego. Wykonywał ręcznie malowidła na ścianach według życzenia klientów. Mogły to być rożnego rodzaju pejzaże, motywy zwierzęce czy roślinne. Mama wspominała, iż pewnego lata tak odmalował kuchnię w rodzinnym domu, że miało się wrażenie, że jest się  ogrodzie różanym. Dobre zarobki umożliwiły mu pod koniec lat trzydziestych zakup motocykla. Pozostali wujkowie zdobywali także wiedzę  na poziomie zawodowym, ponieważ ten rodzaj  kształcenia był najtańszy, a dawał możliwość szybkiego zdobycia kwalifikacji i podjęcie pracy. Zawody, które wybrali to kupiec, stolarz, krawiec i odlewnik. Moja mama, która marzyła o zdobyciu matury, mimo bardzo dobrych wyników w szkole podstawowej, musiała zadowolić się wykształceniem zawodowym. Wybrała krawiectwo. Po ukończeniu nauki zawodu każde z dzieci dziadka nie miało problemu ze znalezieniem pracy.

piątek, 18 października 2019

Bydgoszcz niepodległa w życiu moich przodków. Dom i życie codzienne


Dzień jak co dzień

    Jak już wspomniałam, moi dziadkowie  pochodzili ze wsi. Znali się na uprawie ziemi i hodowli zwierząt. Późniejsza rzeczywistość potwierdziła słuszność ich decyzji o kupnie domu z ogrodem i polem. Na polu tym dziadek sadził ziemniaki i  siał zboże. Ze zbożem udawano się  w celu zmielenia go do pobliskiego młyna, mieszczącego się na granicy Miedzynia i Prądów, którego resztki zabudowań można jeszcze dziś oglądać nad leśną strugą. 

Stary młyn na granicy Miedzynia i Prądów w Bydgoszczy

    Początkowo chleb babcia piekła  z własnej mąki  we wspólnotowym wiejskim piecu w ustalony dla każdej rodziny dzień. Po pewnym czasie piec rozebrano, ponieważ  z racji  wieku przestał prawidłowo spełniać swoją funkcję. Z wypiekiem chleba każda rodzina musiała poradzić sobie sama lub go kupować.   
   Z części pola wydzielona była  łąka,  na której pasły się kozy, dostarczające wartościowego mleka. Ogród  i sad dostarczały warzyw i owoców. Z rozrzewnieniem wspominam otoczenie domu moich dziadków, które zachowało się do okresu mojego dzieciństwa i młodości.  Od północy rósł wiekowy kasztan, który górował na dachem tego piętrowego domu.Na południowej ścianie, wokół okna kuchennego, pięła się winorośl. Pod drugim, wschodnim oknem kuchennym rosły krzewy malin. Od zachodu babcia umieściła kwietnik, na którym rosły m. in.mieczyki, georginie, lwie paszcze, irysy i inne rośliny ozdobne. Dziś niektóre z nich są już rzadko spotykane. Między ogrodem a sadem stały klatki, w których hodowano króliki. Wysokie krzewy dzikiego bzu oddzielały królicze klatki od kurnika wraz z ogrodzonym miejscem na wybieg dla kur.
   Jak widać z powyższego, moim dziadkom  pracy nie brakowało, ale te warunki pozwoliły dobrze wyżywić dziewięcioosobową rodzinę i były zabezpieczeniem na  niespodziewane kryzysy ekonomiczne jakie dotykały gospodarkę kapitalistyczną, co potwierdziło się w 1930 r., kiedy dziadek na około rok stracił pracę. Bliskość lasu ułatwiała też  uzupełnianie rodzinnego menu o grzyby, jagody czy poziomki, a zbierany chrust leśny pozwalał na zaoszczędzenie wydatków na opał.

Fabryka Traków i Maszyn do Obróbki Drzewa  w Bydgoszczy ul. Nakielska 53 - stan obecny

   Z czasem ojciec mojej mamy zatrudnił się w  Fabryce Traków i Maszyn do Obróbki Drzewa (dawniej Fabryka.  Obrabiarek do Drewna sp. z o. o. czyli  C. Blumwe i Syn, sp. akc. w Bydgoszczy - obecnie ul. Nakielska 53) i pracował tu do wybuchu wojny w 1939 r. z przerwą w roku 1930, kiedy i tę fabrykę dotknął wielki kryzys. Babcia zajmowała się domem i wychowaniem sześciu synów oraz jedynej  córki.
   Moi dziadkowie byli częścią ludności napływowej, która po I wojnie światowej dość licznie osiedliła się w Bydgoszczy. Zasymilowali się jednak dość szybko o czym świadczy fakt, że gwara bydgoska była w ich języku codziennym używana w całym swoim bogactwie. Dowodem  jestem ja sama.Gwarą tą, wyniesioną z rodzinnego domu, posługiwała także  moja mama więc można powiedzieć, że „wyssałam ją z mlekiem matki”i mało jest wyrażeń podanych w słowniku gwary bydgoskiej Andrzeja Dyszaka, których znaczeń bym nie znała.    
   Rodzina mojej mamy była religijna. Ojciec należał  do bractwa św. Wojciecha działającego przy parafii pod wezwaniem św. Antoniego z Padwy w Bydgoszczy na Czyżkówku.

 
Kościół św. Antoniego Padewskiego w Bydgoszczy

  Co roku organizowało ono Gwiazdkę dla dzieci swoich członków w restauracji przy VI śluzie Kanału Bydgoskiego.

Restauracja przy VI śluzie Kanału Bydgoskiego przed I wojną światową

   Warunki mieszkaniowe w domu dziadków nie odbiegały dużo od warunków jakie istniały w okresie międzywojennym w wielu mniej zamożnych  domach na terenie miasta lub na przedmieściach Bydgoszczy. Dom pozbawiony był wodociągu i kanalizacji.  Wodę czerpało się z ręcznej pompy usytuowanej na podwórzu, a źródłem światła w domu wieczorem była lampa naftowa.

 
Pompa podwórzowa  Wikipedia  - Wust_Sydow_Pumpe





   




Lampa naftowa - Wikipedia

   Elektryfikacja dotarła tu na początku lat trzydziestych. Funkcję ubikacji pełniła drewniana budka w ogrodzie. Ubrania prano w balii trąc je na tarze.

Balia i dwa rodzaje  tarek - narzędzia do prania stosowane do ok. połowy XX w. Wikipedia
  Brudną wodę wylewano na podwórko lub na ulicę. Bieliznę pościelową, stołową i osobistą wygładzano w maglu,

Magiel
 który mieścił się w podwórzu budynku stojącego na rogu ul. Nakielskiej 201. Codzienne mycie odbywało się w dużej metalowej misce umocowanej w specjalnym stojaku, który jednocześnie posiadał przymocowaną podstawkę na mydło i wieszak na ręcznik. 

Kącik do mycia. Podobny był u dziadków
    Sobotnie, bardziej dokładne mycie odbywało się za zasłonką oddzielającą wydzielony kącik w kuchni  za  kredensem kuchennym. W kuchni znajdował się piec na węgiel z basenem na ogrzewanie wody i piekarnikiem. 

Piec - Wikipedia. Podobny był w domu dziadków, ale posprzątany i czysty.
   Piwnica mieściła się pod podłogą w kuchni. Otworzywszy klapę, wchodziło się do niej w dół  po schodkach. Ten kto tam się udawał był zobowiązany ogłosić to wszem i wobec, aby pozostali domownicy nie wpadli do środka, bo groziło to bolesnym upadkiem na dół piwnicy, która miała około dwa metry wysokości. Panował tu chłód. Pomieszczenie to z powodzeniem zastępowało chłodziarkę. Przechowywano tu to wszystko, co obecnie przechowuje się w  tego typu urządzeniach, a także ziemniaki, wszelkie kiszonki, soki i inne przetwory.
   Wyposażenie kuchni jak i pokoju rodziców mojej mamy było odmienne od innych wnętrz jakie znałam. Tu wkraczałam jakby w inny świat. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że było to związane z przeszłością, z epoką młodości moich dziadków. W kuchni na podłodze stały dwie wielkie drewniane donice, w których rosły duże, kwitnące na różowo oleandry. 

Olendry w kuchni dziadków były mniejsze. Krzew ten w okresie secesji zdobił niejedno mieszkanie. Alma-Tadema_The_Oleander - Wikipedia

   Mój zachwyt budziły stojące na półkach w pobliżu pieca ceramiczne pojemniki na produkty sypkie (sól, cukier, kasze itd). Pochodziły one z Hamburga. Nazwy  poszczególnych artykułów spożywczych były napisane ozdobnymi literami w języku niemieckim. Najładniejsze były wypukłe, barwne kwiatowe elementy na tych pojemnikach. 

 
Talerz z domu dziadków. Jeszcze w domu  moich rodziców używany był do ciasta i słodyczy.



 
Podobne donice stały na parapetach  okien w salonie dziadków.


   Zachowały się też niektóre secesyjne naczynia jak  talerze, kieliszki, filiżanki. Na parapetach w pokoju kwiaty stały w ceramicznych, kolorowych doniczkach ze zdobieniami w stylu secesji.
   Meble salonu, który jednocześnie pełnił funkcję sypialni, pochodziły z początku XX w. Były to: drewniana szafa ubraniowa i bieliźniarka (zwana przez babcię szafinerką), łóżka ze  stolikami nocnymi oraz krzesła. Wszystkie pięknie zdobiły dekoracyjne elementy z toczonego drewna. Była to secesja w najczystszym wydaniu i to w dobrym gatunku. Meble te stanowiły wizytówką dawnej dobrej sytuacji finansowej moich dziadków.


Podobna szafka stała w sypialni babci. Przechowywała w niej bieliznę,, Nazywała ją szfinerką.  


 
Podobne krzesła stały w salonie dziadków. Różniły się kolorem. U dziadków były czarne.

Handel
   Handel na Miedzyniu w okresie międzywojennym przedstawiał się bardzo skromnie. Podstawowe produkty spożywcze można było nabyć w sklepie, który mieścił się w budynku przy ul. Nakielskiej 165 (obecny adres). Był on dość oddalony od miejsca zamieszkania moich dziadków, dlatego zaopatrywano się  chętnie u handlarzy obwoźnych. W godzinach porannych na skrzyżowaniu ulicy Pagórek z Inflantską pojawiały się takie wozy. Objawiały one swoje przybycie odgłosem dzwonu lub po prostu woźnica głośnym nawoływaniem obwieszczał swoje przybycie  zachwalając posiadany towar. Były to mleczarki, wozy konne  z  wszelkiego rodzaju nabiałem, piekarze z pieczywem i z tańszymi wyrobami cukierniczymi.  Pojawiali też woźnice z węglem czy furmanki z ziemniakami, kapustą i innymi warzywami. Ten rodzaj handlu został poważnie osłabiony kiedy, w miejscu gdzie dziś mieści się bistro „Ale Pycha” przy ul. Nakielskiej 201, otwarto sklep spożywczy. 

Wybudowany przed drugą wojną sklep spożywcz , róg ul. Pijarów i Nakielskiej. Obecnie bistro.

Transport publiczny
   Do Miedzynia miejska komunikacja publiczna w ogóle nie docierała. Przedmieścia bydgoskie w okresie międzywojennym słabo były skomunikowane z  innymi dzielnicami miasta.

Bydgoszcz ul. Gdańska przez II wojną świat.
   Dotarcie z Miedzynia do śródmieścia czy kościoła parafialnego, którego funkcję  początkowo pełnił kościół  św. Trójcy, nie było przedsięwzięciem łatwym, szczególnie zimą. Dojazd do położonego tak daleko od ul. Pagórek kościoła czy po zakupy w śródmieściu ułatwiała linia tramwajowa tzw. „biała”, której wozy kursowały dopiero od Wilczaka z przystanku mieszczącego się u zbiegu ulic Nakielskiej i Słonecznej.